Trudnym etapem na drodze do minimalizmu jest pozbywanie się rzeczy. Kierują nami różne mechanizmy, które nie pozwalają nam wyrzucić czegoś, za co zapłaciliśmy, co nie jest zniszczone albo zostało podarowane nam na prezent. Dlatego tyle osób ma szuflady pełne „przydasi” i szafy wypchane od nienoszonych ubrań. Jeśli masz taki problem, to ten wpis jest dla Ciebie – dziś wytłumaczę Ci, dlaczego możesz z czystym sumieniem wyrzucić niechciane rzeczy.
Poniesione koszty
Jeżeli już coś kupiłaś, poniosłaś pierwszy koszt. Kiedy leży to w Twoim domu nieużywane, koszt się nie zwraca. Jeśli decydujesz się to zostawić, bo nie chcesz wyrzucać czegoś, za co zapłaciłaś – a ten przedmiot sprawia, że:
- czujesz związany z nim dyskomfort – bo np. zagraca Ci miejsce w mieszkaniu,
- nie lubisz na niego patrzeć ani z niego korzystać,
to na własne życzenie ponosisz drugi koszt, jakim są Twoje negatywne uczucia, które ten przedmiot wywołuje, będąc w Twoim otoczeniu. Tym małym cierpiętnictwem nie sprawiasz, że pierwszy koszt – wydane pieniądze – się zwraca. Ponosisz drugi, znacznie większy.
Zmarnowane zasoby
Popatrz – jeśli kupiłaś beznadziejny tusz do rzęs, który je skleja i się osypuje, to korzystanie z niego nie zwróci Ci wydanych pieniędzy. Będziesz przez najbliższe tygodnie nie znosić swojego makijażu i czuć się więźniem wpojonych sobie przekonań o niewyrzucaniu dobrych przedmiotów.
Jeżeli masz kupę nielubianych ubrań, to noszenie ich w żaden sposób nie zwróci Ci kasy, które na nie wydałaś. O ile dosłownie masz w czym chodzić i nie marznąć, to nie wykorzystujesz tych rzeczy. Znęcasz się nad swoim samopoczuciem i samooceną za własne pieniądze.
Taki absurd często pojawia się w kuchni: kiedy coś jest po terminie ważności i wygląda podejrzanie, ale zjadasz to, bo szkoda Ci wydanych pieniędzy. Więc żeby nie wyrzucić ich do śmieci, fundujesz sobie żołądkowe rewolucje. Fantastyczny zwrot kosztów, nie?
Dlatego minimalizm i zero waste zawsze będą leżeć po przeciwległych biegunach. W minimalizmie priorytetem jest dobro indywidualnej jednostki, w zero waste jest to szeroko rozumiane dobro środowiska. Tym dwóm dobrom nigdy nie będzie po drodze, choć mogą się zazębiać.
Kara
Ktoś mógłby powiedzieć, że zużywanie niechcianego przedmiotu jest swojego rodzaju karą, którą warto na siebie nałożyć za nieudany zakup. Uważam, że w tym wypadku zacznie sensowniejsza jest próba sprzedaży niechcianych przedmiotów – to strasznie upierdliwe i na pewno da Ci nauczkę, a przy okazji rzeczywiście odzyskasz część poniesionych kosztów.
Czasem też nieudane zakupy dają nam cenne doświadczenia – możemy dojść do wniosków, które pozwolą nam już podobnych błędów nie popełniać. Jeśli kupiłaś sprzęt kuchenny, który stoi od dwóch lat nieużywany, to daj sobie embargo na jakiekolwiek tego typu zakupy. Jeżeli dużo kupowałaś na wyprzedażach lub w lumpeksach, a większość tak kupionych rzeczy okazało się wpadkami – unikaj takich sytuacji. Jeśli masz ochotę pozbyć się wszystkich cieni do powiek, bo kupowałaś je kompulsywnie i nigdy nie nauczyłaś się ładnie malować, to wyrzuć i nie pozwól sobie więcej na takie zakupy.
Wyrzucanie z pewnością trochę zaboli. I to będzie najlepsza nauczka, by nie popełniać tych samych błędów. Bo o błędach schowanych w tyle szafy i odmętach piwnicy nie pamiętamy – i wcale się z nich nie uczymy.
Zatem: wyrzucajcie z miłości do siebie,
Świetny tekst! ♥️
Dzięki Karolina <3