Jak dbać o siebie, gdy świat się sypie?

Czy jest miejsce na pisanie o minimalizmie i radościach codzienności, gdy świat się sypie? Czy możemy mówić o rozwoju osobistym, kiedy wszystko wokół wydaje się cofać w rozwoju? Na ile normalnie mamy prawo funkcjonować, kiedy obok ma miejsce polityczno-społeczny dramat okraszony strachem o zdrowie i życie najbliższych?

Nie wiem, co można, a czego nie można. Wiem jednak, że Internet pełen jest przerażających liczb, społecznych i jednostkowych dramatów – bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.  Nie trzeba mu więcej. 

Przez ostatnie tygodnie czuję, jak lęk i niepewność wypełniają moje ciało od opuszków palców stóp, aż po czubek głowy. Wiem też, że nie tylko ja tak mam. A zlęknieni i drżący o jutro, nie pomagamy ani światu, ani sobie, ani innym. Nikomu.

Więc dbajmy o siebie. Nieważne, po której stronie jesteśmy, czy uważamy, że nas to dotyczy, czy i w jakim stopniu świat nas teraz doświadcza. Po prostu dbajmy, nie pozwalając sytuacji się zmiażdżyć.

Jak ja o siebie dbam, gdy świat się wali?

 

Zmieniam ramy interpretacyjne

 

Nie, nie usiłuję zmienić kontekstu sytuacji na pozytywny. Nie chodzi o oszukiwanie siebie. Czasem nie ma wątpliwości, że to, co się dzieje, jest po prostu złe. Nie staram się szukać pozytywów, ale za to… patrzę na sytuację z perspektywy późniejszej narracji.

Każdy lub prawie każdy z nas doświadczy w życiu czegoś, czego nie życzyłby nawet wrogowi. Zdarzenia smutnego, strasznego, wykręcającego życie na wskroś. 

Są ludzie, którzy wychodzą później na scenę i opowiadają: Przeżyłem takie gówno. I wtedy zrozumiałem, że jedyne, co mogę z tym zrobić, to poradzić sobie z tym gównem najlepiej, jak to było możliwe. Opowiem Wam, jak to zrobiłem. 

Znacie to, nie? Historie o tym, gdy ktoś stracił pracę, żonę i wylądował na wózku, a potem stał się mówcą motywacyjnym, bo odbił się z najgłębszego i najciemniejszego dna.

To inspiruje, ale nie na długo. Często dochodzimy do wniosku, że może i tamten facet jest prze*hujem, ale… ja bym nigdy nie była w stanie tak się zachować. Nie ma szans. Niesamowity koleś! W życiu bym tak nie poradziła sobie z tą sytuacją. Łał, łał, łał.

Łapka w górę, uroniona łezka i na tym się zwykle kończy tego rodzaju motywacja.

 

Opowieść ze sceny

 

A jeśli teraz, dokładnie w tym momencie, w którym sytuacja ma miejsce, pomyślimy o niej z perspektywy późniejszej narracji? Tego, jak chcielibyśmy opowiedzieć ją ze sceny? Jak przejść przez tę sytuację, żeby kiedyś dumnie to relacjonować?

To na maksa i na długo inspiruje. Pokazuje ścieżki, którymi możemy pójść, działania, które możemy podjąć – te z dalszej perspektywy najsłuszniejsze, godne uznania, imponujące. Takie, o których nie myślimy, podążając swoimi znanymi schematami. Wtedy naprawdę piszemy swoją – przemyślaną – historię.

I bynajmniej nie chodzi tu o poklask – do opowiedzenia tej historii nie musi wcale dojść. Sama narracja w głowie pozwoli wybrać godniejsze zachowanie i utrudni schowanie głowy w piasek w sytuacji, w której później byśmy się tego wstydzili.

 

Dbam o głowę 

 

Ograniczam informacje ze świata. Wcześniej potrafiłam sprawdzać wiadomości 20 razy dziennie – albo i więcej. Nonstop. Dziś staram się robić to maksymalnie 3 razy – rano, przy obiedzie i wieczorem.

Przed snem czytam książkę, nie dopuszczam do siebie ekranu przynajmniej 30 minut przed zamknięciem oczu. W ciągu dnia często pozwalam sobie na ciszę, a wręcz zmuszam się do niej – do niedawna nawet wzięcie prysznica musiało się odbywać przy akompaniamencie podcastu. Teraz daję swojej głowie mentalne miejsce na odpoczynek.  

Wychodzę na balkon i oddycham pełną piersią. Dalej wyjść nie mogę – jestem na kwarantannie. 

Dużo sprzątam. Prawdopodobnie daje mi to poczucie maleńkiej kontroli nad swoim światem. Mocno też skupiam się na pracy. 

 

Dbam o ciało

 

Nie mogę biegać, bo nie mogę wyjść z domu. Nie chcę zmuszać się do treningów, a kompletnie nie mam ochoty na odtwarzanie tych z YouTube. Więc rozciągam nogi, ręce, przywołuję konkretne pozycje z jogi, które mnie uspokajają (szczęśliwe dziecko to mus). Bawię się w rytuały, zapalam świeczkę i piję białą herbatę. Przed snem masuję sobie stopy, a myjąc włosy, wykonuję dokładny masaż skóry głowy.

Nie mam w sobie tego spokoju z natury. Każdy mały element spokojnej czułości dla siebie jest dla mnie trudny, ale zawsze czuję, że warto.

Mam nadzieję, że u Was wszystko gra. Ja czekam na wynik testu, który powinnam dostać jeszcze w tym tygodniu. Jeszcze będzie przepięknie!  Szczerze w to wierzę. Do następnego! 

 

chociazby-blog

Cudowności #1 Gambit królowej, Wyzwanie stoika

Co by było z nami w tych trudnych czasach, gdyby nie kultura i sztuka? Dlatego dziś mam dla Was dwie perełki – książkę i serial, które…

Comments1

  1. Ograniczenie wiadomości ze świata – TAK! Wcale nie chodzi o to żeby się niczym nie interesować, tylko tak jak piszesz nie sprawdzać co 15 minut, co się dzieje. Takie sprawdzanie co chwila strasznie wybija mnie z rytmu pracy.

Comments are closed.

teksty, które mogą ci się spodobać