Słowa, które mnie zmieniały

Jedni lubią aforyzmy, inni na myśl o nich dostają skrętu kiszek. Ja zawsze byłam gdzieś pomiędzy: nigdy nie przekonywały mnie popularne cytaty, bo wydawały mi się nadmuchane i pozbawione realnej głębi – skoro tyle osób się do tego odnosi, to zawarta w nich prawda musi być na tyle uniwersalna, że raczej mało odkrywcza, nie? I trochę dalej tak uważam.

Wiem jednak, że słowa mają moc. Usłyszane w odpowiednim momencie potrafią przeciąć na wskroś, poprzekręcać flaki, dotrzeć do wnętrza i zaszyć w nim na dobre. Mój zeszyt z sentencjami (notatnik w telefonie) jest wypełniony takimiż – część z nich powtarzam sobie w kółko, niektóre stały się okazjonalnymi mantrami, a inne stanęły na mojej drodze, by coś zmienić, po czym już nigdy na nią nie wracały.

Dziś przedstawię Wam kilka słów, które wybebeszyły mnie do tego stopnia, że zmieniły bieg mojego życia na różnych jego etapach.

 

Nie jesteś swoimi myślami

 

Znacie uczucie wyrzutów sumienia za to, że coś sobie pomyśleliście? Coś niedobrego. Że przyszło Wam do głowy jakieś paskudztwo, o które byście się nie posądzali? Ja latami biczowałam się za zawistne myśli w odpowiedzi na sukcesy bliskich. Za ukłucie zazdrości czy zaborczy głos w tyle głowy. Za to, że w głębi duszy nie chciałam iść na wydarzenie rodzinne, że nie chciałam pomóc, że pomyślałam o czyjejś śmierci jak o ułatwieniu swojego życia.

Nie potrafiłam znieść tego, że taka jestem. I strasznie mnie to dobijało. Nie rozumiałam, jak mogę z tym walczyć – bo odpychałam te myśli, karciłam się za nie, ale one wciąż BYŁY! Co z tego, że staram się postępować najlepiej jak umiem,  skoro te myśli i tak przychodziły bez zaproszenia – brudne, zawistne, niemoralne. Sądziłam, że to znaczy nie mniej, nie więcej niż to, że ja jestem dokładnie taka. Zawistna, niewdzięczna, zła do szpiku kości. I że moje dobre uczynki i tak tego nie zmienią.

Uświadomienie sobie tego, że o tym kim jestem, świadczy to, co robię, a nie to, co myślę, rozpoczęło nowy rozdział w moim życiu. Ale żeby uwierzyć w to tak naprawdę, musiałam zrozumieć istotę pojedynczej myśli. Czyli to, że:

Myśl, której nie poświęcę uwagi, sama odejdzie – jak sto tysięcy innych myśli tego dnia. To ode mnie zależy, czy nadam jej wagę. Nie muszę się z nią liczyć, dyskutować, odganiać. Ona nie świadczy o mnie. Niech przeleci i zniknie. Mogę obserwować ją z boku.

 

Lęk i ekscytacja to dokładnie te same uczucia w ciele, tylko inaczej nazwane przez mózg.

 

Ten cytat jest dość świeży. Pochodzi z tego filmu, gdzie amerykańska mówczyni motywacyjna Mel Robbins tłumaczy, dlaczego niemal wszyscy nie umiemy nijak radzić sobie z lękiem czy stresem. Nie potrafimy okiełznać tych uczuć, bo szalejąc z nerwów, próbujemy się… uspokoić. A to tak, jak gdybyśmy z depresyjnej pustki chcieli przedostać się w krainy euforii. Dwie skrajności. A już szczególnie dla naszego ciała – gdy się boimy, nasze serce wariuje, dłonie się pocą, a myśli coraz trudniej złożyć nam w sensowne zdania. Wiercimy się i nie umiemy spokojnie usiedzieć. A co próbujemy zrobić? Uspokoić się. Oddychać miarowo i rozluźnić ciało.

Jak często udało Wam się naprawdę uspokoić przed np. wystąpieniem publicznym? Przestać stresować. Nie, że zagryzać zęby i wychodzić na scenę, tylko naprawdę przestać się bać. Na pewno podejmowaliście próby, ja też – za każdym razem. Uczyłam się ćwiczeń oddechowych, praktykowałam mindfullness, ale to wciąż nie było to. Bo próbowałam dokonać niemożliwego.  Zrozumienie istoty strachu – tego, że tuż obok leży ekscytacja, w którą możemy zamienić szalejący stres – zmienia obrzydliwie stresujące momenty w życiu w wyzwania.

 

Co naprawdę chciałbyś w życiu robić, gdybyś wiedział, że Ci się to uda?

 

To pytanie niespełna rok temu sprawiło, że rzuciłam stabilną pracę i postanowiłam szukać szczęścia gdzie indziej. Czy było to rozsądne? Wcale. Czy zapłaciłam za to srogo? Owszem, choć i tak miałam sporo szczęścia. Czy żałuję tamtego wyboru? Ani trochę.

Zdarzało mi się powtarzać to pytanie znajomym dalszym i bliższym. Jedno zauważyłam wyraźnie: ludzie zawieszali się w przestrzeni, dokładnie tak jak ja, gdy pierwszy raz je usłyszałam. To pytanie otwiera jakąś dziwne, nieodkryte pomieszczenie marzeń, które dawno spisaliśmy na straty. Daje klucz do drzwi, o których zapomnieliśmy, że istnieją. Nieśmiało pozwala wejść do tego pomieszczenia i spokojnie zacząć odkrywać przykurzone plany. 


Bądź na bieżąco:

kupowanie-w-lumpeksach

Dlaczego nie kupuję w lumpeksach?

Za czasów mojej podstawówki i gimnazjum przyłapanie na wizycie w lumpie było niezłym przypałem. W liceum chodzenie na ciuchy stało się w moim środowisku już całkiem…

teksty, które mogą ci się spodobać