Jak nie kupować ubrań? 3 błędy zakupowe, których już nie popełniam

bledy-zakupowe-minimalizm-blog

Jakie błędy zakupowe popełniałam? Chyba wszystkie możliwe. Kupowałam szybko, bezmyślnie, często żałując później wydanych pieniędzy. Lubiłam kupować tanio i dużo, o czym przeczytacie szerzej w tym wpisie. Poza tym – w kółko i w kółko robiłam te same rzeczy, które niweczyły wszelkie moje próby stworzenia minimalistycznej, przemyślanej szafy. Poznaj 3 błędy zakupowe, których już nie popełniam – i nareszcie lubię to, co mam w szafie!

 

1. Zabieranie towarzystwa

 

Jestem przeciwna jakiemukolwiek towarzystwu na zakupach. No, chyba że zabierzecie ze sobą osobę, której styl na maksa Wam się podoba i której poczucie estetyki Wam imponuje. Tylko wtedy ma to sens. Innego rodzaju towarzystwo to niemal same negatywy:

  • jeśli ktoś ma inny styl,  nigdy nie zachwyci się Waszym wyborem i będzie nakierowywał Was na swoje gusta;
  • jeśli chcecie dokonać naprawdę przemyślanego wyboru, to potrzebujecie czasu i podjęcia decyzji na chłodno. Towarzysz wymęczony już chodzeniem po sklepach nie sprzyja rozważnym zakupom;
  •  jeżeli ktoś nie ma własnego stylu i nie interesuje go moda (nie ma w tym nic złego), może sugerować Wam tylko bezpieczne rozwiązania – w najlepszym wypadku. W najgorszym – drwić z niekonwencjonalnych fasonów i skutecznie zniechęcić Was do urozmaicenia garderoby;
  • jedyne, co taka osoba może Wam przekazać, to to, czy jej się podoba – czy ciuch jest według niej ładny i czy wyglądamy w nim korzystnie.

A to, czy dobrze się w czymś czujemy i czy wpisuje się to w nasze modowe marzenia, wiemy tylko my – jednak trudno pójść za głosem serca, kiedy towarzysz mówi Wam, że w czymś innym wyglądacie fantastycznie, a w tym… no jakoś dziwnie. Wymaga to sporej asertywności i pewności siebie, żeby nie wziąć tej sugestii pod uwagę i nie podreptać do kasy z czymś, w czym przecież wyglądamy „fantastycznie”.

Z plusów: no tak, jest raźniej. I nie trzeba samemu decydować. Jeżeli tego oczekujecie po zakupach, to nic mi do tego.

 

2. Kupowanie ubrań, które nic nie zmieniają

 

Błąd, który ja często popełniałam – kupowanie czegokolwiek z danej kategorii, z której akurat czegoś potrzebowałam. Jeśli zauważałam, że brakuje mi swetrów, to… szukałam jakiegoś swetra. Jakiegoś fajnego. I tyle! Czym się to kończyło? Ano tym, że lądowałam z kolejnym bejzikowym sweterkiem, który nie odchylał się w żadną stronę. Ani nie był długi, ani krótki, ani bardzo dopasowany, ani luźny, w szarym albo czarnym kolorze, no i w niezłej cenie. Bo zawsze się przyda i będzie do wszystkiego pasował.

To nic, że miałam dwa podobne w domu. Bo ten będzie lepszy! Lepszy, bo nowy.

I zgadnijcie co? Na początku nosiłam go chętniej od tych, które już miałam. Szybko jednak stawał się tak samo zwykły jak reszta. Nic nie wnosił do mojej szafy, nie sprawiał, że czułam się jakoś szczególnie.

Był żaden, w końcu stawał się po prostu kolejnym swetrem. Gdybym go nie kupiła, moja szafa wyglądałaby dokładnie tak samo. Wydawałam kasę, regularnie coś kupowałam, a wcale nie ubierałam się lepiej. Mój styl w ogóle się nie rozwijał, a zakupy coraz bardziej mnie frustrowały. Tym bardziej, że byłam mistrzynią w kupowaniu odzieży… plastikowej.


Zapisz się do newslettera:


3. Kupowanie szitowych materiałów

 

No właśnie. Nigdy nie patrzyłam na materiały i co sezon w moim koszyku lądowały akrylowe swetry, które elektryzowały się jak dzikie i nie miały nic wspólnego z marketingowym „cozy look” – ok, może look był cozy, ale odczucia kompletnie inne. Akrylowe sweterki mają to do siebie, że potrafią być TURBOmilutkie w dotyku i jednocześnie sprawiać, że czujemy się jak zawinięci w plastikową reklamówkę. Takie ubrania nie pozwalają skórze oddychać, wzmagają pocenie, a przy tym nie grzeją.

Sama świadomość dotycząca materiałów – i nie chodzi o teoretyczne różnice, warto przekonać się o tym na własnej skórze – spędzić cały dzień w bawełnianym swetrze, a następny przeżyć w akrylowym. Nie chodzi tu o kaszmirowe sweterki, na które pozwolić sobie mogą nieliczni. Wystarczająca przepaść jest między bawełną i akrylem. Ale musimy świadomie to zaobserwować – ja przez lata nie zauważyłam związku: poliester/akryl = potliwość. Po prostu czasem się pociłam, czasem nie, lol. Dlatego chodzi o świadomą obserwację 😀

Odkąd jest to dla mnie ważne, zakupy są łatwiejsze i trudniejsze zarazem. Łatwiejsze – bo z miejsca odrzucam min. 60% produktów w większości sklepów, trudniejsze – bo zarówno w sklepie internetowym, a tym bardziej stacjonarnym, wynajdywanie dobrych jakościowo materiałów wymaga wysiłku. W wielu sklepach nie ma sensownej filtracji po materiale – nawet na Zalando działa to bardzo słabo. W stacjonarnych sklepach trzeba każdej rzeczy dotknąć lub sprawdzić na metce.

Wiem, że nigdy w mojej szafie nie pojawi się akrylowy czy poliestrowy sweter ani bluzka. Brr. No, chyba że będzie absolutnie powalającym wyjątkiem. Ale wątpię, bardzo wątpię. Dziś bawią mnie ceny za plastikowe worki w sieciówkach.


Posłuchaj mojego podcastu:

Jak dbać o siebie, gdy świat się sypie?

Czy jest miejsce na pisanie o minimalizmie i radościach codzienności, gdy świat się sypie? Czy możemy mówić o rozwoju osobistym, kiedy wszystko wokół wydaje się…

Comments4

  1. Cześć, fajny blog 🙂 Masz może jakieś sprawdzone marki, u których kupujesz bawełniane swetry? W zeszłym roku kupiłam w Stradivariusie sweter 100% bawełna, który jeszcze przed pierwszym praniem tak niemiłosiernie się porościągał, że aż żal.

    Jeszcze parę lat temu w sieciówkach można było znaleźć swetry 50% bawełna, 50% akryl, dla mnie był to kompromis jeszcze do zaakaceptowania, a teraz już nawet takich nie ma – albo w całości akryl, albo mieszanka tworzyw sztucznych. Smutne to, bo chyba oznacza, że kobietom jest zupełnie wszystko jedno, co na siebie zakładają, skoro marki uznają, że plastikowe swetry i tak się sprzedadzą, więc po co bawić się choćby w domieszkę bawełny.

    1. Hej, dzięki 🙂 Niestety nie mam jednej konkretnej marki, którą mogłabym Ci polecić. W większości sieciówek 90% swetrów to syf, więc trzeba szukać, sprawdzać, dotykać. Produkty z tej samej marki są strasznie nierówne. Ale z takich specyficznych przykładów: w H&M mają fajne basicowe swetry z golfem (100% bawełna) – jeden już jest ze mną trzeci sezon i wygląda jak nowy; w Reserved zdarza mi się złapać wiskozowe albo z dużą zawartością wełny. Zaskoczyła mnie w zeszłym roku Bershka, bo kupiłam (i to z drugiej ręki) piękny sweter bawełniany, który noszę i noszę, piorę i piorę, a on wygląda jak nieużywany i na pewno zostanie ze mną na przyszły rok. Jednak totalnie się zgadzam, że jest coraz gorzej – rzeczywiście z roku na rok trudniej coś dobrego znaleźć w sensownej cenie. Chyba dojrzewam w końcu do zwiększenia sobie widełek cenowych i uderzenia w lepsze marki, bo jest dramat :/

  2. hej, natknęłam się przypadkiem na twój blog i przeczytałam wszystko na raz. naprawdę mi isę podoba: ciekawe tematy postó, dobrze napisane i do tego czuję, że piszesz szczerze.

Comments are closed.

teksty, które mogą ci się spodobać