Największa wartość minimalizmu

piekno-minimalizmu

Siódma rano, Kraków leniwie budzi się do życia. W zatłoczonym tramwaju jadę do pracy z słuchawkami na uszach. Jest środa, nie spodziewam się tego dnia szczególnych rewelacji ani nie mam umówionych spotkań. Mimo to czuję się totalnie wyjątkowo i wiem, że ten dzień będzie super.

W myślach cieszę się z nowego, wymarzonego płaszcza, który zdecydowałam się założyć już następnego dnia po zakupie. Dobrałam do niego ulubione buty, choć noszę je prawie codziennie i pewnie pasowałoby je zmienić dla zasady. Mam na sobie najwygodniejsze i najładniejsze jeansy w mojej szafie, a w uszach zwracające uwagę kolczyki. Makijaż zrobiłam na szybko, ale nie pomijając żadnego z kroków, muskając dodatkowo kości policzkowe rozświetlaczem. Włosy na noc zaplotłam w warkoczyki, żeby dziś zmieniły się w niewymuszone fale.

I jadąc tym dusznym tramwajem w przeciętny październikowy poranek, nagle coś zrozumiałam. Zrozumiałam największą wartość minimalizmu.


Zapisz się do newslettera:


MINIMALIZM TO WYBÓR 

 

Mimo że tematyka minimalizmu często oscyluje wokół ubrań i kosmetyków, to powierzchowność i materialność jest tylko narzędziem poznania czegoś znacznie cenniejszego. Minimalizm na podstawie przedmiotów pozwolił mi zrozumieć, że nie jestem wypadkową tego, co zsyła na mnie świat.

Nie jestem wypadkową wydarzeń, które mnie spotykają. Nie jestem wypadkową osób, na które trafię na mojej drodze. Nawet nie jestem wypadkową swojej przeszłości. Ja wybieram, ja selekcjonuję, ja decyduję, co na mnie wpływa i jak przeżyję swoje życie – które składa się z poszczególnych dni.

Jestem wypadkową swoich codziennych wyborów. Przedmioty pokazały mi to najdobitniej. Do niedawna wyśniony płaszcz leżakowałby w szafie, czekając na odpowiednią okazję, rozświetlacz wyjmowałabym tylko na imprezy, a kolczyki zakładałabym jedynie na największe uroczystości.

 

Zobacz: CO DAŁ MI MINIMALIZM?

 

CODZIENNIE JEST OKAZJA

 

Żeby żyć. Żyć na serio.

Często czułam, że jakiś dzień nie jest czegoś warty. I tak miał być taki jak reszta, nie?

Szkoda mi było wypracowanego stroju i ewidentnie ułożonych włosów na taki zwykły dzień.  Pięknej filiżanki na herbatę wypitą rano do śniadania. Szkoda mi było spać w ładnej piżamie, zużywać elegancki notes na nieidealne notatki, zakładać białą koszulę na co dzień. Szkoda mi było nawet marnować ulubioną bluzę, nosząc ją zbyt często. Przecież nikt szczególny mnie nie miał mnie tego dnia zobaczyć.

Sama dla siebie nie byłam nikim szczególnym.

W tym rzecz.

Minimalizm sprawił, że stałam się dla siebie najszczególniejsza na świecie.

 

PULA SZCZĘŚCIA

 

Minimalizm mi pokazał, że życie naprawdę składa się z momentów. O tym, czy jest udane, po prostu decyduje każdy dzień z osobna. Im więcej z nich obchodzimy wyjątkowo, celebrując siebie, swój czas, ciało i głowę, tym bardziej szczęśliwi się czujemy. Jak zsumowane przeciętne dni miałyby dawać wyjątkowość i szczęście?

Naszego szczęścia nie determinują wielkie momenty, które zdarzają się raz w roku albo rzadziej. Każdego dnia wybieramy, czy ten dzień trafi do tych spędzonych w miłości do świata i siebie, czy do zaklasyfikujemy go do jako niewart ładnego stroju, dobrego humoru, wstania prawą nogą. Pula naszego życiowego szczęścia wcale nie jest uzupełniana z zewnątrz. Więc dlaczego świadomie nie dokładać do niej każdego dnia – po trochę?


Posłuchaj mojego podcastu:

 

swap-ubraniowy

Jak wyglądają swapy ubrań?

Dziś mam dla Was relację z sobotniego SWAP-a ubraniowego: Ciuchowiska, które 10 października miało miejsce w Krakowie. Pierwszy raz brałam…

Comments4

  1. Jesteś bardzo mądrą dziewczyną,lubię Twoje przemyślenia,słucham podcastow tzn.jestem przy czwartym i śmieję się w głos lub potakuję tak bardzo to co mówisz o sobie z przeszłości jest mi bliskie.

Comments are closed.

teksty, które mogą ci się spodobać