Zanim na dobre wsiąknęłam w minimalizm, zmagałam się z ogromnym, naprawdę ogromnym problemem z utrzymaniem porządku. W bałaganiarstwie nie miałam sobie równych, serio. Moją chomiczą przeszłość opisywałam w tym wpisie. Względny porządek, przy którym normalni ludzie kurtuazyjnie przepraszają za bałagan, panował u mnie maksymalnie raz w tygodniu. Przez dwie godziny. W ogóle nad tym nie panowałam i bardzo mnie to zawstydzało.
Czułam się bezradna. Miałam wrażenie, że ludzie, którzy ogarniają ład w domu, muszą spędzać na sprzątaniu większość życia. Bo jak inaczej? Gdy pytałam, jak to robią, niemal zawsze słyszałam tę samą radę:
„Po prostu odkładaj rzeczy na swoje miejsce”
Kompletnie nie rozumiałam sensu tej wskazówki i tylko mnie irytowała. Aha, chcę być porządna, więc muszę… być porządna? Wow! Z czasem po prostu przestałam pytać. Z całych sił próbowałam wyrobić sobie nawyki sprzyjające utrzymaniu porządku i było nieco lepiej. Jednak wciąż wydawało mi się, że poświęcam sprzątaniu niebotyczną ilość czasu, a wcale tego nie widać. Strasznie zniechęcało mnie, że stan mieszkania po 5 godzinach sobotniego sprzątania nie trwał dłużej niż do środy. Niezapowiedziani goście stale byli dla mnie sytuacją z koszmaru.
Ale najpierw je im znajdź!
Tego mi w tej radzie całe życie brakowało.
Kiedy wprowadziłam minimalizm w swoim domu (pod wpływem tej książki Marie Kondo), nagle mnie olśniło: żadna rzecz w moim mieszkaniu nie miała swojego stałego miejsca. Po prostu. Wszystkie krążyły więc po kątach i szufladach, ciągle zmieniając miejsce zamieszkania.
Za każdym razem, gdy sprzątałam, musiałam szukać miejsca danej rzeczy, bo nie miała go z góry przypisanego. A że rzeczy miałam dużo – bardzo dużo – to w połowie sprzątania przestawałam się zastanawiać nad logiką odłożenia gdzieś jakiegoś przedmiotu. Lądował w przypadkowym miejscu i szybko z niego uciekał – krążąc tak sobie w wiecznym chaosie. Nie miałam nad tym kontroli. Nie mogłam mieć!
Przeczytaj też: MAGIA SPRZĄTANIA – JAK MARIE KONDO ODMIENIŁA MOJE ŻYCIE
Minimalizm a porządek
Gdy przeselekcjonowałam wszystkie swoje rzeczy, przyszła pora na znalezienie każdej z osobna domu. Wybrane miejsce musiało być przemyślane i praktyczne. Część przedmiotów przekładałam i przekładałam, szukając im miejsca idealnego, którego zaraz nie będę chciała zmienić. Półki, na którą wyląduje, szuflady, w której zamieszka.
I nagle okazało się, że odkładanie rzeczy na miejsce to banał. I przyjemny w zastosowaniu nawyk, bo mój mózg szybko przestał musieć się zastanawiać, gdzie coś położyć. Po prostu to wie. I sprzątanie przychodzi odruchowo.
Od momentu przeczytania Magii Sprzątania – minął od tego ponad rok – ani razu nie musiałam robić gruntownych porządków. Wiem, gdzie leży każdy z moich przedmiotów i jestem w stanie znaleźć każdą z rzeczy zamkniętymi oczami.
Od ponad roku niezapowiedziani goście nie powodują przyspieszonego bicia serca (Szybko! Wszystko do szafy!!!). Czuję, że mam kontrolę nad swoim domem i utrzymanie porządku w ogóle nie obciąża mojej głowy. Przychodzi naturalnie. Jest super!
A Wy, jak radzicie sobie z bałaganem? Nigdy nie mieliście z tym problemu, a może stale się z nim zmagacie? Dajcie znać!
Bardzo ciekawy wpis