Niestety, mimo wszelkich starań wciąż zdarza mi się wtopić z bezsensownym zakupem. O ile większość błędów już wyeliminowałam (o największych przeczytacie w tych wpisach), to nad kilkoma jeszcze pracuję, bo dziady nie chcą się odczepić. Co to za błędy?
1. Zakupy PO wydarzeniu, na którym nie miałam się w co ubrać
Kobiety często kupują coś na okazję. Sukienkę na weselę, bluzkę na imprezę, buty na randkę (ponoć, albo tylko w filmach). W sumie znam to jedynie z kina i opowieści. Moja mama zawsze wygrzebywała coś z tyłu szafy, którą miała wypełnioną po brzegi, więc nigdy szybkie zakupy przed wydarzeniem nie były potrzebne. Tegoż też się nauczyłam, a że w minimalistycznym światku mocno piętnuje się zakupy „na okazję”, to tym bardziej czułam się dobrze ze swoim podejściem.
Ale wiecie co? Po każdej tego rodzaju imprezie rodziła się we mnie coraz większa potrzeba czegoś lepszego. Nie czułam się dobrze w tym co miałam, bo to był półśrodek. Marzyłam, żeby na następnych świętach wystąpić w pięknej sukience, a nie zakładać setny raz białą koszulę. I przemożna potrzeba zakupu czegoś wyjątkowego skłaniała mnie do przeglądania setek sklepów internetowych, by znaleźć coś na otarcie łez po nieudanej prezencji.
Czasem kupowałam, czasem nie, ale zawsze było to podyktowane emocjami i próbą przygotowania się na najbliższe tysiąc podobnych okazji. Czy to znaczy, że lepiej kupować na okazję? Jeśli Wasza szafa realnie świeci pustkami, to czasem warto. W końcu jeśli nigdy się tego nie robiło, to tych odświętnych rzeczy rzeczywiście w szafie nie ma – i nie ma co stawać na głowie, byleby czegoś nowego nie kupić. U mnie i tak takie oszczędności kończyły się niechęcią do swojego stroju – więc cóż to za oszczędność?
W Najlepszych zakupach 2020 pokazywałam Wam sukienkę, którą kupiłam specjalnie na wigilijną kolację. Czułam się w niej bosko i nie mogę się doczekać, aż kolejny raz ją założę! Wcześniejszy zakup sprawił, że nie musiałam w ogóle myśleć o swoim stroju od momentu zakupu. W sytuacji, gdy tego zakupu sobie odmawiałam, o stroju myślałam jeszcze przez cały wieczór.
To kolejny raz świadczy o tym, że rady czego nie robić, żeby szafa funkcjonowała dobrze muszą być na maksa odniesione do konkretnej osoby. Bo może masz 10 sukienek w szafie, które kiedyś kupowałaś na każdą okazję – wtedy zakup kolejnych rzeczywiście może być nadmiarem. Ale jeśli w Twojej szafie są minimalistyczne pustki, to zakup konkretnych ubrań na nadchodzące okazje wcale nie musi być konsumpcjonistyczną zachcianką, której należy się wystrzegać.
2. Zakupy z poczucia obowiązku: Nie mogę chodzić tylko w czarnych spodniach!
Pewnie masz jakieś swoje szczególne upodobania w kwestii stroju. Może najbardziej lubisz białe t-shirty i najchętniej nosiłabyś je w kółko? Jeśli masz tak i rzeczywiście stale je nosisz, to trochę szacun! Czemu? Bo sama najchętniej codziennie występowałabym w białej koszulce z dekoltem w serek i czarnych jeansach, czując się jak milion dolców. Ale robię to znacznie rzadziej niż codziennie, bo… bo głupio mi, że ciągle chodzę w tym samym.
Zdarzyło mi się słyszeć z tym związane docinki, gdy byłam nastolatką, a dziwny lęk przed taką łatką gdzieś tam we mnie pozostał. Zresztą wciąż aktualne komentarze od rodziny, koleżanek i wszystkich wokół typu: Ta znowu na czarno/biało! Ubrałabyś jakiś kolor w końcu! też nie pomagały. Bo założyłam to, co najbardziej mi się podobało, ale najwyraźniej nie było wystarczające. Długo zdanie osób, których nigdy nie zapytałabym o radę w kwestii stylu, miało dla mnie absurdalnie duże znaczenie.
No więc kupując biały t-shirt, dorzucałam jeszcze czarny i szary. I na siłę pakowałam do koszyka jeszcze coś, co mogłoby uchodzić za kolorowe. Dla różnorodności. Ale nie takiej wynikającej z moich potrzeb, tylko poczucia, że tak trzeba – lol! Mimo że mogłabym nosić wyłącznie czarne spodnie, wraz z udaniem się na okresowe zakupy myślałam: Przecież nie kupię kolejnych czarnych spodni, choćby o innym kroju. Muszę kupić w końcu jakieś jasne. Jakieś inne!
I kończyłam z czymś, co owszem, podobało mi się, ale miało stanowić tylko przerywnik czerni w moich outfitach w ciągu tygodnia. W te dni czułam się gorzej ze swoją prezencją niż mogłabym, bo czułam, że tak trzeba. Co za absurd! Wydawałam pieniądze na zaspokojenie czyichś (wyimaginowanych) oczekiwań. W dużej mierze też urojonych przeze mnie.
Zamierzam nad tym pracować i dojść do momentu, w którym uniform niczym ten Steve’a Jobsa będzie dla mnie dumą, a nie powodem do wstydu.
3. Ciągłe zakupy basiców
Mimo że bardzo lubię klasyczny styl, to przychodzi moment, w którym trzeba skończyć budowanie legendarnej BAZY. Fajnie, by wtedy zacząć inwestować w pojedyncze elementy, jeśli nie dążymy do stylówki manekina z działu Basic (jeśli dążymy, to spoko).
Ja wkręciłam się w projekt zbudowania idealnej bazy dla idealnej szafy kapsułowej. I każde kolejne zakupy kończyły się basicową bluzą albo basicowymi spodniami, które miały pasować do wszystkiego. No i spoko, będę nosić, ale mam już podobne i skoro decyduję już się na zakup, to niech jakkolwiek zmieni on moją szafę. O ile tamte elementy się nie zniszczą, to nie potrzebuję kolejnych takich samych.
Ciągle kupując podstawowe ubrania wydaje się regularnie kasę nie czując, że w ogóle się coś sobie sprawiło. I w rzeczywistości wydaje się kasę na zachciankę, która ostatecznie nie zadowala – bezsens.
. . .
A Wy, jakie błędy zakupowe popełniacie najczęściej? Dajcie znać, to wspólnie będziemy się ich wystrzegać : ))
Buźka,
Punkt 1 ? Znam to. Tak jakby powstrzymywała Cię przed zakupem wpojona idea, a nie to, że nie potrzebujesz danej rzeczy. Boisz się potrzebować. I przez to czasem paradoksalnie poświecasz przedmiotowi więcej uwagi i energii umysłowej niż na zakup. To częsta przypadłość minimalistów. Nie możemy być idealni (;
Żeby być minimalistą czasem trzeba sobie coś fajnego kupić. CHyba, że chce się być ascetą. W innym przypadku z tego głodu rzeczy właśnie na nich się skupiamy a nie o to chodzi.
ja mam z kolei tak, że nie kupuję długo, a później impuls pojawia się nie wiadomo skąd i nagle kończe z 5 zamówieniami z różnych sklepów. i wtedy naprawdę nie wiem co się stało.