O błędach zakupowych mogłabym napisać książkę! Serio. Nieskromnie powiem, że na beznadziejnych zakupach znam się jak mało kto. Jednak póki wydawnictwa nie biją się o moje maszynopisy, zapraszam Was na drugą część tekstu o zakupowych failach 😉
Przeczytaj część pierwszą: Jak nie kupować? 3 podstawowe błędy zakupowe
1. Kupowanie gorzej, ale więcej
Przez lata był to mój duży problem i dalej trochę się z nim zmagam. Kupienie trzech „całkiem spoko” t-shirtów zamiast jednego – idealnego jakoś mniej obciążało mój portfel (pozornie) i sumienie. Byłam przekonana, że robię na tym lepszy biznes. Co z tego, że w żadnej z kupionych koszulek nie czułam się super. Czułam się „spoko” i miałam duży wybór – a wtedy do tego dążyłam, to było najważniejsze.
W sumie nie byłoby mi szczególnie smutno, gdyby któraś z tych koszulek zaginęła w praniu. Pewnie nawet bym tego nie zauważyła. Nie dlatego, że nie obchodziło mnie moje 30 złotych, tylko dlatego, że kolejna byle jaka rzecz zlewała się z resztą szafy w bezkształtną masę. Nie kumałam tego, że wielki wybór szmatek, które były żadne, wcale nie polepszał mojego stylu ani nie przyspieszał procesu dobierania stroju. Wręcz przeciwnie.
Nigdy nie byłam w pełni usatysfakcjonowana z takich zakupów, a radość z poczynionej w ten sposób oszczędności kończyła się wraz z dokonaniem płatności. Teraz wiem, że budowanie garderoby na „nawet spoko” ubraniach sprawiało, że nigdy nie czułam się w nich ładnie i zawsze miałam ich zbyt mało. Bo coś, co nie zachwyca już przy zakupie, nie będzie zachwycało nigdy później. A ekscytacja z nowości w szafie mija błyskawicznie.
2. Wertowanie wszystkich kategorii sklepu internetowego
Przede wszystkim podczas wyprzedaży i wszelakich przecen. Bo na pewno, na bank coś znajdę! Coś, czego potrzebuję i co będzie najlepszym dealem tego sezonu. Poświęcałam na to długie godziny i uważałam, że mnie to relaksuje (lol).
Dotyczyło to właściwie wszystkich okazji: -50%, -40%, -25%, -15%, promocji na wybrane kategorie, 2 za 3, a nawet… darmowej dostawy. Przeszukiwałam wszystko, żeby skorzystać z rabatu i coś sobie znaleźć. Wprost idealny odbiorca newslettera.
Ileż ja szmatek w życiu nakupowałam, bo były na wyprzedaży. Jakie to żałosne.
Pytanie Czy kupiłabym to za standardową cenę? jest teraz dla mnie obowiązkowe i absolutnie rozstrzygające. W 99% przypadków bym tego nie zrobiła. Więc nie kupuję też taniej, bo najwyraźniej wcale nie chcę tej rzeczy. Niby takie proste, a kiedyś nawet taka wnikliwość była mi obca w kwestii zakupów.
No i jeśli skusi mnie info o przecenie, nie przeglądam bezmyślnie całej strony, tylko co najwyżej patrzę po kategoriach, w których rzeczywiście czegoś mi brakuje.
3. Zamawianie w sklepach internetowych bez darmowego zwrotu
Kupowanie online ma tę wspaniałą zaletę, że w domu możemy spokojnie przymierzyć potencjalny zakup z całą zawartością swojej szafy i podjąć przemyślaną decyzję, czy naprawdę chcemy tę rzecz w swoim życiu (że tak to podniośle ujmę).
Jednak brak darmowych zwrotów obecnie dyskwalifikuje dla mnie dany sklep – po prostu nie zrobię w nim zakupów. Bo wiem, że jeśli mam wybór: albo tracić popołudnie na wycieczkę do galerii, albo płacić kilkanaście złotych za kuriera, to istnieje zajebiście duże prawdopodobieństwo, że mój leniwy głos w tyle głowy przekona mnie do zostawienia sobie danej szmatki.
Mnóstwo razy zdarzyło mi się schować do szafy sweter z wykręcającym się dekoltem, płaszcz, który kulkował się już przy pierwszym założeniu albo prześwitującą bluzkę, bo nie chciałam być stratna za przymierzenie ciucha.
Coś, co nie zachwyca przy zakupie, nie zachwyci już nigdy później.
Zamawiając, zawsze zakładam, że być może będę chciała to zwrócić, bo już nie pozwalam sobie na bylejakość. Przyznam, że 80% moich zakupów to zwroty – w końcu nauczyłam się tego, że nie ma najmniejszego sensu zostawiać czegoś, co nie robi na mnie wrażenia i nad czym choć przez chwilę się zawaham. A nie zamierzam płacić za to, że coś przymierzyłam.
4. Kupowanie akrylowych swetrów, poliestrowych sukienek, koszulek, koszul
Uważam, że przez lata był to mój największy błąd zakupowy. Długo byłam kompletnie nieświadoma różnic w materiałach i nawet nie sprawdzałam składu. Dziś nie ma szans, żebym kupiła sobie coś z wyżej wymienionych. Chyba, że byłaby to sukienka na wielką galę (anyone?) 🙂
W akrylowych swetrach jednocześnie jest nam zimno i pocimy się z gorąca. Wszystko się elektryzuje, włosy latają na wszystkie strony, a my kopiemy prądem. W poliestrowych sukienkach się dusimy, koszulki przyklejają się do ciała, a koszule pochłaniają pot i nie zapewniają nawet 1/1000 wygody, którą oferuje bawełna. I to wszystko za wcale nie taką niską cenę, bo ceny w sieciówkach za syntetyczne koszmarki naprawdę potrafią zwalić z nóg.
Pozbyłam się już wszystkich plastikowych ubrań, ale łatwo nie było – na rynku wtórnym nie jest to chodliwy towar, a i wielu rzeczy musiałam pozbyć się przez zmechacenia powstałe na materiale.
Chociaż nie jestem święta i zdarza mi się zakochać w sweterku, który ma w swoim składzie ok. 20-30% syntetycznych włókien 🙂
5. Sępienie na to, czego nie widać
Skarpetki tak przedarte na piętach, że aż przezroczyste. Podkoszulek wkładany pod sweter zszarzały i rozciągnięty. Stanik z wystającą fiszbiną, bezlitośnie wbijającą się w ciało. Prujące się majtki i zoczkowane rajstopy. Gryzące podkolanówki z futrzanego poliestru.
No tak, pewnie nikt tego nie widzi. Ale pewnie nie zdajesz sobie sprawy, jak potężnie wpływa to na Twoje samopoczucie.
Nie trzeba wymieniać całej szuflady z bielizną na nówki sztuki z włoskiej sieciówki. Wystarczy pozbyć się tego, co jest:
- zniszczone
- niewygodne w noszeniu
- zawsze zepchnięte z tyłu szuflady i zakładane w ostateczności, z niechęcią
- gryzące, nieprzyjemne w dotyku
Lub tego, czego z jakiegoś powodu tego nie lubisz – często żywimy szczególną antypatię do jakichś elementów garderoby, czasem bez powodu.
A później zaciśnij zęby i wydaj równowartość paru sweterków na podstawowe elementy bieliźniane. Wiem, że jeśli nie masz dużego budżetu, to może być trudna decyzja. Łatwiej jest wrzucić do koszyka kolejną piękną bluzkę, którą następnego dnia założysz do pracy i zbierzesz komplementy. Ale naprawdę warto – podziękujesz sobie za to!
Rano zakładam ulubioną bieliznę i śnieżnobiały podkoszulek z koronką, na który narzucę sweter. Idealnie dopasowany stanik przestaję czuć na skórze po jakiejś minucie. Nic mnie nie uwiera, nic nie odstaje. Dobrze dobrana bielizna daje trudne do opisania, subiektywne wrażenie luksusu i wyjątkowości danego dnia. Wyobraź sobie, że czujesz się tak codziennie. Nawet w nudny wtorek.
Przeczytaj: Największa wartość minimalizmu
6. Kupowanie góry niepasującej do dołów (i na odwrót)
Klasyk. Piękna bluza o oryginalnym kroju, z marszczeniem przy talii. Wygodna, bawełniana, wyjątkowa. No właśnie, bardzo wyjątkowa. Bo okazuje się, że założenie w przymierzalni Powinna pasować do czarnych rurek i dżinsów okazuje się błędne, bo może i kolorystycznie pasuje – trudno żeby nie, jest biała – ale kroje gryzą się na całego. Stan wszystkich moich spodni o 5 cm za wysoki albo trochę za niski, ani wsunąć kawałek bluzy do środka, ani wpuścić całą, ani dać na wierzch.
Najśmieszniej, gdy wpadałam na pomysł sparowania nowej bluzy w jakiś zestaw dopiero następnego ranka, bo przecież kolor ma uniwersalny i będzie pasować do wszystkiego. I jeśli w pośpiechu urwałam metkę.
Przeczytaj: 5 błędów poranka, których już nie popełniam
***
Dziś to tyle, ale seria na pewno się na tej części nie skończy 😉 Chętnie poczytam Wasze rady dotyczące zakupów, szczególnie że zbliża się Black Friday. Kupujmy rozsądnie, przemyślanie i tak, by zdobycze przyniosły nam radość, a nie wyrzuty sumienia!