Błędy poranka, których już nie popełniam (i żyje mi się piękniej)

rano-bledy-poranka-chociazby-pl-blog

Czy poranki są najważniejszym elementem dnia? Nie wiem, ale na bank lepiej wejść w nowy dzień z uśmiechem, spokojem i entuzjazmem… niż bez 😉 

Długo mi to nie wychodziło, mimo że zawsze znajdowałam czas na obejrzenie czegoś w sieci i zjedzenie śniadania. Jednak to nie wystarczało, by moje poranki działały na moją korzyść – wciąż były stresujące i zlatywały w biegu.

Co zrobiłam, żeby nawet w środku tygodnia poranki mijały miło i przyjemnie? Wyeliminowałam parę podstawowych błędów. Jakich? Zapraszam do lektury.

 

1. Najpierw slow, później fast

Zawsze byłam fanką porannych rytuałów. Zjeść spokojne śniadanie, wypić herbatę, a dopiero później przygotować sobie kawę i zabrać się do ogarniania do wyjścia. Już za czasów szkolnych wolałam wstać pół godziny wcześniej, by móc zrobić wszystko w swoim tempie.

Brzmi super, co? Wiele osób musi siłą wciskać w siebie coś śniadaniopodobnego, bo nie ma apetytu, a bez kawy nie otworzy rano oczu.  

A mnie przychodziło to tak łatwo – wręcz odwrotna sytuacja była dla mnie bardzo niekomfortowa. Jeśli zaspałam i miałam 10 minut do wyjścia, to czułam się, jakbym wyszła na ulicę w połowie naga. Nieprzygotowana. Mimo że normalnie umyłam zęby, uczesałam się, zrobiłam makijaż i ubrałam się jak zwykle.

Nie dopuszczałam do tego, żeby takie sprinterskie poranki zdarzały się często. Zwykle miały miejsce raz na parę miesięcy i nigdy nie stały się dla mnie bardziej przyswajalne.

Któregoś razu, gdy dotarłam do pracy właśnie po takim szalonym zebraniu się w kwadrans, siadłam przy biurku i włączyłam kompa. Z boku ekranu zauważyłam godzinę – 7:59. Gdy system się całkowicie uruchomił, wybiła 8.

 

minimalizm-blog-chociazby-pl

 

I wtedy dostrzegłam totalnie szalony paradoks swojej dotychczasowej codzienności.

Wstając godzinę przed wyjściem – czyli jak zwykle – w większości przypadków nie wyrabiałam się na punkt ósmą.

Byłam 8:05, 8:10 – z perspektywy mojej pracy nie stanowiło to specjalnej różnicy, po prostu zostawałam parę minut dłużej. Nic złego się nie działo.

Ale załapałam, że tu wcale nie chodzi o ilość czasu. Że mogę mieć nawet 2 godziny, a i tak się spóźnię, bo całe życie układałam poranek w zły sposób:

  • najpierw spokojne dochodzenie do siebie,
  • a później gorączkowe zbieranie się.

Kiedy miałam tylko 10 minut, na pierwszą część nie było czasu. Ale ja wstawałam godzinę wcześniej i nie wyrabiałam się… z drugą, czyli podstawową.

Zawsze coś było nie tak – nagle nie podobało mi się, jak coś leży, bluzka okazywała się niedoprasowana albo zapomniałam wyprać maseczkę (lol, stały się już jest tak samo normalnym elementem stroju jak spodnie).

Mogłam mieć kupę czasu, a i tak się nie wyrabiałam.

Wystarczyło zmienić kolejność – najpierw przygotowanie się w 99%, a później czas na celebrowanie poranka. Teraz pyszną kawkę piję sobie ubrana, wyszykowana i gotowa do wyjścia nawet w minutę, bo brakuje mi tylko butów.

To zlikwidowało całkowicie stresowość porannego zbierania się i w końcu się wyrabiam, a wstaję nawet trochę później niż wcześniej. 

Może dla Was to oczywiste i robicie tak od zawsze – ale jak to często bywa, nasza normalność może być odkryciem dla drugiej osoby 😀

 

2. Rano nie eksperymentuję

Ani z ubraniem, ani z makijażem.

Podziwiam osoby, które codziennie tworzą na spontanie zupełnie nowe stylizacje i łączą ubrania tak, jak jeszcze wcześniej tego nie robiły. Szczerze podziwiam.

U mnie jednak zaufanie temu, że Rano coś wymyślę, zawsze kończy się ostatecznie gorączkowym wyszukiwaniem innego zestawienia albo wyjściem z domu w poczuciu, że wyglądam jakoś nie tak i czuję się ze sobą średnio.

Czasem wymyślę sobie jakieś nowe połączenie wieczorem,  wtedy przymierzam ten strój i zatwierdzam go sobie w głowie na następny dzień. To jest git.

Jeśli jednak nie chce mi się tego robić i „przymierzę” sobie coś w głowie, niemal zawsze rano okazuje się, że jednak nie było to takie fajne połączenie i czuję się w tym beznadziejnie.

A tu tylko to sobie wyprasowałam – i co teraz? Hehe, mogłabym prasować wszystko w szafie. Może kiedyś. Miałam parę podejść, niestety bezskutecznych 😉 

Ach, no i jeśli kupiłam sobie nowe spodnie albo sweter, to nie przymierzam ich pierwszy raz rano, szukając wtedy czegoś do pary. Zawsze nagle nic mi nie pasuje, szczególnie, że wtedy wymagam od tej rzeczy, by zaprezentowała się w najlepszym stylu (no bo jest nowa, heloł).

W kwestii makijażu – jeśli nagle strzeli mi do głowy, żeby:

a) wykonturować sobie twarz,

b) zrobić elegancką kreskę eyelinerem,

c) nałożyć pomadkę,

wręcz łapię się za rękę i siłą zamykam przed sobą kosmetyczkę 😉

 

3. Nie zmieniam torebki w ostatniej chwili

Jeśli to zrobię, ZAWSZE zapomnę o przepakowaniu jakiejś ważnej rzeczy. Albo portfel, albo słuchawki, albo pudełko z jedzonkiem – któreś zawsze schowa się w rogu przegródki i zapomnę o jego istnieniu. Najgorzej! To naprawdę potrafi zepsuć mi dzień.

 

chociazby-pl-blog-minimalizm

 

4. Nie słucham muzyki, która ma w sobie choć krztę negatywnych wibracji

O  tym napisałam ważny wpis o wdzięcznym tytule Nie pakuj sobie g*wna do głowy

Przez lata słuchałam ponurych, melancholijnych kawałków – czy to rano, czy to wieczór. Zawsze była pora na przybicie się. Dziś nie pozwalam sobie już na to wcale i moje poranne myśli kierują się na kompletnie inne tory.

Mam stałą playlistę piosenek, które na maksa odpalają mi dobry humor – i rano słucham wyłącznie ich. Here comes the sun Beatlesów potrafi rozpromienić nawet najbardziej ponury poranek.

 

5. Jeśli już po przygotowaniu się do wyjścia…

odpalę sobie jakieś filmiki na YT, podcast lub zacznę coś czytać, bezwzględnie nastawiam budzik na 5 minut przed wyjściem. W innym wypadku się zasłucham, zamyślę, wyjdę 3 minuty przed tramwajem i co najwyżej pooglądam jego odjazd prosto z przejścia dla pieszych.

 

***

W ostatnim czasie wyjątkowo staram się, by moje poranki były miłe i przyjemne. To dla mnie bardzo ważny element dbania o siebie i swoją głowę. Polecam wszystkim takie okazywanie sobie samemu miłości 🙂

Dbajcie o siebie,

blog-minimalizm-2020

 

 

 

minimalizm-w-szafie

realizm-blog-chociazby-pl

Nie bądźmy realistami

Było ciepłe jesienne popołudnie. W parach żwawo weszliśmy do sali i ustawiliśmy się przy ławkach, głośno się przy tym śmiejąc i przepychając.…

Comments1

  1. Heh to jest dokladnie moj problem. Niby rozwiazanie wydaje sie oczywiste. Zobaczymy;)

Comments are closed.

teksty, które mogą ci się spodobać