Kiedyś sądziłam, że dbanie o siebie to ułożone włosy i piękny makijaż. Jak bardzo daleka byłam od prawdy, mogliście przeczytać w tekście Czym (nie) jest selfcare? Dziś opowiem o rzeczach, które robię z miłości do siebie – dbając w ten sposób o swoją głowę, myśli i ciało. I wszystkie te elementy mnie bardzo mi się odwdzięczają 🙂
Psst, jeśli wolisz słuchać – odcinek mojego podcastu o tym samym tytule jest już dostępny na Spotify i w aplikacji Apple Podcasts ❤️
1. Zaczynam dzień z intencją
Przez lata budziłam się w podłym nastroju, z uczuciem nienawiści do siebie, świata i wszystkiego, co mnie czeka. Jednak pakowanie sobie do głowy na siłę pozytywnych myśli wydawało mi się samooszukiwaniem. Aż do momentu, gdy uświadomiłam sobie, że:
- poranne ja stale mnie sabotuje – jeśli słuchałabym swoich porannych postulatów, nie wstawałabym przed 10,
- negatywne nastawienie poranne jest kwestią nawyku, który można stopniowo zmienić,
- postawa „wszystko na NIE” wcale nie jest bliższa prawdy od „wszystko na TAK!”,
- przekonania są zmienne w czasie i nie muszę poddawać się tym nawykowym.
Kiedy zrozumiałam, że porannego ja nie mogę traktować poważnie i wchodzić z nim w żadne dyskusje, zaczęłam uskuteczniać afirmację. Gdy dzwoni budzik, w myślach wałkuję same pozytywy: świat jest przyjazny, poradzę sobie ze wszystkim, ludzie są pozytywnie nastawieni, a ja mam chęć i odwagę do działania. Staram się z całych sił wzbudzić w sobie ekscytację do nadchodzącego dnia. Przez pierwsze 10 minut od otwarcia oczu jestem na tyle nieprzytomna, że rozważanie, czy mam rację w swojej niechęci do świata, jest absurdalne. Więc już do takich absurdów nie doprowadzam.
Wciąż na wpół przytomna kładę się na dywanie i robię 7 minutową praktykę jogi od Gosi Mostowskiej. Nie rozkładam żadnej maty, nie przebieram się. Po prostu: robię. I BOŻE, JAK JA TO KOCHAM! Te kilka minut są ode mnie dla mnie. Przytulam swoje wewnętrzne dziecko i otaczam je opieką na nadchodzący dzień.
Wtedy przychodzi pora na śniadanie, którego nigdy nie odpuszczam, a przy tym…
2. Jem świadomie
Szczególnie śniadanie staram się jeść świadomie. Bez rozpraszaczy, skupiając się na posiłku. Podczas zeszłorocznej redukcji zauważyłam, że w ten sposób w pełni delektuję się jedzeniem, jem znacznie mniej (!), a jednocześnie zdecydowanie później robię się głodna. Oglądając serial potrafiłam zjeść 3 razy tyle co zwykle, nie czując się nawet do końca najedzona po posiłku. Nie dałam umysłowi zaczaić, że w ogóle je, nie dość że przesadzałam z ilością, to dodatkowo jadłam byle co. Świadome jedzenie to wspaniała celebracja każdego posiłku.
Nie jem superzdrowo ani wegańsko, nawet nie wegetariańsko. Jem mięsa, sery, uwielbiam ciasta i pizzę. Ale utrzymuję system 80/20 – 80% zdrowych, nieprzetworzonych produktów i 20% rozpusty. Sprawdza się świetnie – na samopoczucie, stan zdrowia, skóry i duszy. Poza tym bez wysiłku utrzymuję wagę.
Przeczytaj: Jak schudłam 10 kg i czego nauczyło mnie odchudzanie?
3. Nie słucham smutnej muzyki
Nie pozwalam sobie na to. Przez lata raczyłam się tylko dołującą muzyką i bynajmniej nie skończyło się to dla mnie dobrze pod kątem psychicznym. Późno zorientowałam się, że każdego dnia TO JA sama psuję sobie nastrój i odbieram chęci do życia na własne życzenie. Pisałam o tym szerzej w tekście Nie pakuj sobie g*wna do głowy.
Mimo że lubię tę masochistyczną melancholię, to wiem, że była dla mnie destrukcyjna i z miłości do siebie nie pozwalam sobie już się w niej zatracać. Zamiast tego wybieram pozytywne utwory, choćby na siłę. Ostatnio na maksa wkręciłam się w muzykę klasyczną – szczególnie przy pracy. Czuję, że dobrze na mnie wpływa i o to chodzi.
4. Daję sobie przestrzeń do samego myślenia
O tym, jak gigantycznym problemem okazało się moje przebodźcowanie, pisałam niedawno na blogu. Detoks od nadmiernej ekspozycji na bodźce rozpoczął się dwa miesiące temu i czuję, jakbym zafundowała sobie +20 punktów IQ, 150% spokoju, 1000 razy więcej kreatywności i -10000 do prokrastynacji. Szokujące odkrycie. Odkąd jadę tramwajem, robię jedzenie, jem, maluję się, spaceruję – bez słuchawek i ciągle czegoś w tle, a dodatkowo nie pozwalam sobie na bezmyślne przeglądanie telefonu, jestem o niebo szczęśliwsza i… czuję, że żyję. Po prostu żyję i jestem obecna w tej chwili. Więc o to chodziło z tym byciem „tu i teraz”, o którym tyle się mówi!
Przeczytaj: Nie znęcaj się nad swoim mózgiem, czyli o przebodźcowaniu
5. Uczę się uważności
Staram się łapać mikromomenty i się nimi nasycać. Pierwszy łyk porannej kawy, to błogie uczucie przy przeciąganiu się, miękkość poduszki, zapach szamponu na włosach, ciepło promieni słońca na policzku. Odkąd ograniczam niepotrzebne bodźce, jestem dużo wrażliwsza na codzienne przyjemności piękno świata. Powoli uczę się je dostrzegać i prawdziwie się nim napawać.
6. Zabiegi kosmetyczne oddaję w ręce specjalistów
Zawsze byłam Zosią Samosią. Sama farbowałam włosy, rozjaśniałam, ścinałam, sama regulowałam i hennowałam brwi, sama przedłużałam i malowałam sobie paznokcie. Fajnie, nie? Średnio, bo szczerze nienawidziłam większości z tych rzeczy – choć koloryzacja włosów akurat zawsze jakoś mnie kręciła, to fakt. Jednak poświęcałam długie godziny na te zabiegi, ładowałam w sprzęty i kosmetyki kupę kasy, a nie dość, że efekt nigdy nie zadowalał mnie w 100%, to np. koszmarnie zniszczyłam sobie paznokcie i nigdy nie miałam perfekcyjnie ściętych włosów, tylko „spoko, jak na to, że robiłam to sama”.
Z miłości do siebie postanowiłam zdecydować się na usługi profesjonalistów. Nieporównywalna oszczędność czasu i nerwów – warta pieniędzy. W pewnym momencie życia dojrzałam do tego, że moje dobre samopoczucie i czas są ważniejsze od kasy.
7. Realnie dbam o ciało
Z aktywnością fizyczną nigdy mi nie było specjalnie po drodze. Zmuszanie się do sportu było moją wieloletnią boleścią, którą spychałam w tyle głowy. Aż do momentu, gdy zaczęłam ćwiczyć wyłącznie z troski o siebie. Któregoś dnia poczułam, że żałosne jest bycie w tak kiepskiej formie w momencie największej życiowej sprawności. I postanowiłam to zmienić. Ćwiczę, bo wiem, że będę lepiej czuć się po ćwiczeniach. Ćwiczę, bo wiem, że mój organizm tego potrzebuje, tym bardziej że pracuję przy biurku. Niezwykle ważne jest dla mnie rozciąganie i robię to z największą starannością. Odką ćwiczę z miłości do siebie, a nie z chęci schudnięcia czy poprawienia sylwetki, aktywność fizyczna przestała być przykrym obowiązkiem.
Przeczytaj: O tym, jak w końcu polubiłam aktywność fizyczną
8. Medytuję
Przez zaledwie kilka miesięcy medytacja wywarła gigantyczne efekty na moim samopoczuciu w ciągu dnia i nastawieniu do życia. Kiedy odpuszczam medytację, po kilku dniach czuję tego fatalne skutki – wraca bezsenność, zdenerwowanie i gonitwa myśli. Medytacja realnie leczy mnie z tych dolegliwości – nawet gdy przeznaczę na nią zaledwie 5 minut dziennie. Nigdy nie wierzyłam w opowieści o niesamowitej mocy medytacji. No cóż, teraz sama się pod tym podpisuję.
Przeczytaj: Cudowności. Medytacja na Netfliksie
9. Oddycham
Nauka świadomego oddychania przeponą odmieniła mój temperament. W chwilach wzburzenia czy lęku zawsze skupiam się na oddechu i bywa to dla mnie prawdziwym wybawieniem – panuję nad swoimi emocjami. To niepojęte, że nikt nas nie uczy oddychać, a często robimy to tak beznadziejnie!
10. Pozwalam sobie na zrywanie relacji
Tych, które mi nie służą, męczą i trwają z poczucia obowiązku lub przyzwyczajenia. Jeśli jakaś relacja nie wydaje mi się wartościowa, wolę ją wygasić w zarodku. Długo angażowałam się w takie, które od początku nie miały racji bytu i ostatecznie ładowały samą frustracją, która wyciągała ze mnie najgorsze cechy. Zawsze miałam sklonność do palenia za sobą mostów – ale robiłam to z poczuciem winy. Dziś robię bez.
…
Trochę mniej mnie na blogu, bo naprawdę zaangażowałam się w podcast. Od zawsze chciałam spróbować, nareszcie się odważyłam! Teraz kolejne odcinki nagrywam z pełną ekscytacją płynącą z samego procesu. Na maksa mnie to kręci i chcę się w tym rozwijać. Blog i podcast Chociażby będą funkcjonować obok siebie.
Trzymajcie się ciepło,
Pięknie. A podcast subskrybuję.
❤️
Jak zwykle celnie i szczerze ❣️
Regularne wracam.
Bardzo mi miło 🙂
Hej,
mega fajnie wyszły ci pierwsze odcinki podcastu. chyba nawet fajniej niż blog. bardzo sympatyczna jestes:)
Bardzo mi miło, dzięki Kinga 🙂
Prowadzisz świetną stronę Wpadłem na niego godzinę temu, a przeczytałem na prawdę sporo interesujących artykułów, gdzie nie czuje się jakbym czytał niszowego bloga. Cieszę się, że trafiłem tutaj i mam nadzieję, że nie zmarnuje ani jednej sekundy przesiadając tutaj.
Dzięki, Miłosz 🙂